Tak, Matko Naturo, jesteśmy szczęśliwi. Dlaczego pytasz?

Czułam... sos pomidorowy. Zapach spaghetti, spalenizny i spoconych ludzi unosił się w powietrzu między blokami. Delikatny wiatr powiewał chłodem, zaczepiając moje włosy, kiedy siedziałam na balkonie. Symfonia przeróżnych dźwięków, kolorów i zapachów zapowiadała, że dzień miał się już ku końcowi. Ulice jednak wciąż oddawały ciepło, który pochłonęły w ciągu dnia, a ludzie wcale nie spieszyli się do domów. Z barów piwnych dochodziły donośne śmiechy wesołych ludzi. Gdzieś w oddali jechała karetka na sygnale, a w czyimś ogródku skwierczał ogień z grilla. Dzieci z wrzaskiem ganiały się po trawie. Gdzieniegdzie wyrastały przed nimi kwitnące krzewy bzu, które służyły za kryjówkę. Zachodzące słońce oświetlało ich liście swoimi ostatnimi promieniami i kolorowało chmury na różowo. W końcu nadszedł zmierzch, a ja wsłuchiwałam się w odgłosy nocnego życia moich sąsiadów. Sądząc po zapachu, musieli mieć bardzo dobrą kolację.
- Auć! - syknęłam, odruchowo uderzając się w udo. Najwyraźniej komary równie ochoczo wróciły do życia po zimie. Zaraz potem poczułam kolejne ukłucia i całe ciało zaczęło mnie swędzieć. Zanim się zorientowałam, że to tylko moja wyobraźnia, usłyszałam szum deszczu. Najpierw drobne, a potem coraz większe krople zaczęły spadać na moje ramiona, więc schowałam się nieco głębiej pod zadaszenie. Zawsze uwielbiałam wiosenne deszcze. A ten sprawił, że obserwacja nocnego życia mojej dzielnicy stała się o wiele ciekawsza.

Ciężkie krople zaczęły uderzać mocno o świeżo rozwinięte liście na drzewach. Wiatr stał się silniejszy i bardziej zdecydowany, zaczął odważnie kołysać konarami drzew. Ludzie w barze nie zdążyli uciec do domów i wciąż rozbawieni gromadzili się pod większymi parasolami, żeby przeczekać ulewę. Zrobiło się chłodno i wilgotno. Osiedlową sielankę ogarnął cień chmur burzowych. Zapach sosu pomidorowego zastąpił zapach deszczu i mokrej ziemi.
Chodniki powoli zamieniały się w strumienie. Ludziom pozostałym w piwiarni popsuły się humory i zaczynali ze zmartwieniem spoglądać w ciemne ściany deszczu dookoła. Co odważniejsi biegli do domów, osłaniając rękami i swetrami swoje głowy. Gdyby nie hałas, z jakim woda uderzała o ziemię, każdy ich krok kończyłby się donośnym pluskiem stóp lądujących w kałuży. Nagle, od strony ogródka piwnego usłyszałam stłumiony huk. Jeden z parasoli, pod którym ukryli się ludzie, uniósł się na wietrze i uderzył z impetem w budynek obok. Słupek, który go utrzymywał zachwiał się obojętnie, odsłaniając przerażone twarze ludzi stojących wokół niego. Ci rozbiegli się w panicznej furii, jak mrówki, którym ktoś włożył patyk do mrowiska. Szum deszczu zagłuszał wszelkie próby krzyku i pozostawiał ludzi przerażająco niemych, uwięzionych w szklanej pułapce.
Po chwili z szoku wyrwał mnie kolejny huk, który uderzył tuż za moimi plecami. Drzwi balkonowe zamknęły się z ogromną siłą, tłukąc moją szklankę z wodą. Przestraszona, zignorowałam szklankę i siłując się z drzwiami wbiegłam do mieszkania, żeby pozamykać szczelnie wszystkie okna. Chaotycznie sprawdziłam wszystkie pokoje, aż poczułam kłujący ból w stopie. Zza okien dobiegały mnie grzmoty i błyski rozpętanej burzy. Drżącymi dłońmi zdjęłam skarpetę nasiąkającą krwią, wyjęłam ostrożnie kawałek szkła i zaczęłam przeszukiwać apteczkę. Przez myśl przemknął mi kot, który pewnie z przerażenia chował się gdzieś w kącie. Wysypując przypadkiem wszystkie leki z szafki obmyłam ranę i zakleiłam ją niedbale plastrem. Pozostawiając wszędzie bałagan, pobiegłam do mojego pokoju i padłam na łóżko momentalnie zasypiając.

Obudził mnie ten właśnie kot, zaczepiający moje stopy swoimi pazurami. Schowałam je pod kołdrę, ale kiedy i to nie pomogło, zrzuciłam z siebie pościel razem ze zwierzakiem i wcierając w twarz resztki wczorajszego makijażu, podążyłam za nim do kuchni.
- No co? - zwróciłam się do niego zaglądając do lodówki. - Wiem, że chcesz jeść. Ja też chcę. Wyjęłam plasterek żółtego sera z opakowania i włączyłam radio delektując się swoją zdobyczą. Gdybym spojrzała na kota, wyglądałby pewnie na rozczarowanego.

"To największa fala, jaka do tej pory była notowana w Krakowie - ryknął zaalarmowany głos z radia, zanim zdążyłam je zciszyć -  miała 938 centymetrów (w kulminacyjnym punkcie - 956 cm) Najwyższa do tej pory, jaka była, osiągnęła 907 centymetrów. Wały na razie wszystkie wytrzymują, ale trzeba też pamiętać, że to jest kwestia nasiąkania tych wałów już przez kilka godzin, a zapowiada się następnych kilka."

Zaspanym wzrokiem obrzuciłam podwórko, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Nie było przecież powodzi. Nie było AŻ TAK źle. Widok zza okna nie potwierdzał jednak moich myśli. Cały chodnik stał w wodzie, gdzieniegdzie przerwany wystającymi gałęziami drzew. Moje ulubione drzewo, po którym wspinałam się, kiedy byłam mała, dziwnym trafem znajdowało się w salonie moich sąsiadów. Nie widziałam, czy ktoś był w pokoju, ale wszędzie na parapecie leżało potłuczone szkło. Jak mogłam tego nie usłyszeć? To nie mogło się zdarzyć. Takie rzeczy nie dzieją się z dnia na dzień.

I paid $3 for this and I am certainly not going to waste it !

"Na Alejach Trzech Wieszczów przewróciła się potężna topola, podmyta pod ziemią przez wodę. Uderzyła w przejeżdżające auto. Ze względu na podtopienia zmieniono kursy niektórych linii MPK. Miasto w okolicach Wisły jest nieprzejezdne."

Zaczęłam się zastanawiać, czy wyjście z domu będzie w ogóle możliwe. Nie miałam nic na obiad. Wczoraj nie chciało mi się zrobić zakupów, a dzisiaj pewnie nawet nie będzie dostawy. Dorwałabym to, co zostało z wczoraj.

"Około godziny 9 prześwit pod mostem wynosił około 40 centymetrów, godzinę później już tylko 20-30. Teraz, o godzinie 11 dwa przęsła mostu przykryła woda. Barki przycumowane przy brzegu robią wrażenie jakby dryfowały na równi..."

Wyłączyłam radio, przypominając sobie, że chyba powinnam była wyłączyć korki. Odcięłam więc prąd i zaczęłam przeszukiwać puszki z konserwami, jak prawdziwy rozbitek. Znalazłam jednak tylko dwie, jedną z kocią karmą, a drugą z sosem pomidorowym. Przypomniały mi się wczorajsze zapachy z balkonu. Postanowiłam zejść do sąsiadów niżej z nadzieją, że załapię się na resztki jedzenia, którego próżno było szukać w mojej lodówce. Wysypałam zmielone mięso z puszki do kociej miski, wytarłam oczy płatkiem z płynem micelarnym i łapiąc na szybko klucze, wyszłam z mieszkania.
Zapukałam do drzwi małżeństwa spod siódemki, którzy zawsze chętnie opowiadali mi o swoich zajęciach i zapraszali na grilla w ogródku. Byli to ludzie w podeszłym wieku, mąż prawdopodobnie chorował na Alzheimera, a żona dzielnie się nim opiekowała. Wiedziałam, że raczej nie będą narzekać na wizytę. Już po chwili staruszka otworzyła mi drzwi i z uśmiechem zaprosiła mnie do środka.
- Proszę, wejdź, dziecko. - jej oczy wyglądały smutno, nawet gdy się śmiała. - Masz coś do jedzenia? - kobieta jakby czytając w moich myślach udała się do kuchni - Dam ci resztkę spaghetti.
- Dziękuję bardzo, a jak się Pani czuje? - starałam się być uprzejma i nie myśleć o pustym żołądku - Ulewa pewnie zniszczyła kwiaty w ogrodzie. I widziałam, że niektóre drzewa powybijały okna.
- Tak - staruszka spojrzała na mnie spod zmęczonych powiek - Chodź, no, tu na chwilę.
Wstałam, a ona odłożyła talerz z makaronem, wytarła ręce w ściereczkę i otworzyła drzwi do pokoju obok. Teraz zorientowałam się, że spod drzwi powiewało chłodem. Na środku, gdzie stało łóżko, leżała olbrzymia gałąź starej akacji, wdzierająca się przez potłuczone okno. Czyli to kolejni sąsiedzi, którzy potrzebują wymiany szyby. Umarłabym ze strachu, gdyby coś takiego zdarzyło się w moim mieszkaniu.
- Naprawdę nie wierzę, że to się stało u Pani w domu. To okropne. Może mąż da radę chociaż pozbyć się gałęzi! Zawsze jest coś, co da się zrobić.
Po chwili jednak przyjrzałam się dokładniej. Drzewo miało bardzo nieregularny kształt i zdawało się, że ktoś położył pod nim zwinięty dywan. Potem zauważyłam, że dywan miał buty. I głowę. Pod ciężkim konarem drzewa leżał człowiek. Mój sąsiad.
Sąsiadka w odpowiedzi na moje przerażone spojrzenie powoli kiwnęła głową.
- Karetka nie dała rady przyjechać. Nikt nie mógł. Straż Pożarna usunie drzewo wieczorem.

źródło

Oh, mama, we're all gonna die

To wydarzenie, o którym przeczytaliście miało już miejsce. Statystyki podane w "radiu" pochodzą z raportów z powodzi w 2010 roku. Była to druga największa powódź w Polsce po powodzi Tysiąclecia. Ta pierwsza, która miała miejsce w 1997 roku mogła być m.in. skutkiem El Niño, cyklicznego zjawiska, które występuje na Oceanie Spokojnym, a ma wpływ na pogodę na całej kuli ziemskiej. To zjawisko może zwiększyć swoje działanie przez postępujące globalne ocieplenie. Co oznacza dla nas jedynie większe kłopoty.
Ten post ma być dopiero wstępem do zagłębienia się w tematykę nadchodzącej katastrofy klimatycznej. A może tak naprawdę globalne ocieplenie to wymysł rządu, który chce nas nastraszyć? W następnych postach postaram się jak najdokładniej opisać to, co już wiemy na temat globalnego ocieplenia i to, czy może jedynie się oszukujemy. Zapraszam!

źródła zdjęć: 123

Komentarze

  1. Wow, bardzo interesuje mnie ten temat więc bede śledzić ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie się czytało, bardzo ciekawy wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisany artykuł :) globalne ocieplenie to nie stety realny problem szkoda tylko że nasz rząd jeszcze tego nie zauważa. Blga będę napewno śledzić :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten wpis był tak realistyczny, że sama czułam zapachy czytając go.!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przerażające, a przy tym niesamowite wspomnienia... ja pamiętam, kiedy mając 4 lata pierwszy raz zobaczyłam powódź na własne oczy. To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci - widok ludzi, sypiących piasek do wielkich worków. W tym moich rodziców, którzy chcieli pomóc za wszelką cenę, mimo, że nie mieli profesjonalnego sprzętu. Piach sypali moimi kolorowymi łopatkami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mnie to zachwycało, kiedy ludzie w takich sytuacjach się jednoczyli... Ważne, że próbowali! ;)

      Usuń
  6. Globalne ocieplenie to niczyj wymysł. To fakt, który się dzieje niestety. I będzie miało skutki... A w ogóle cudowne jest to zdjęcie sztormu przy punkcie nawigacyjnym, chodzi mi oczywiście o kunszt fotografa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się strasznie spodobało, a myślę że oddaje trochę potęgę natury, która nas przecież czasami przerasta

      Usuń
  7. O globalnym ociepleniu nie jest jeszcze tak głośno, a powinno. To poważny temat, czekam na dalsze wpisy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Śmieszne jest to, że niektórzy ludzie śmieją się i nie wierzą w globalne ocieplenie i mówią że to bzdury. Zobaczą niedługo ... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty